Kibicowanie kolarzom zmagającym się w wyścigach, tym bardziej tych poza granicami Polski, nie należy do najłatwiejszych. Z reguły mamy do wyboru miękki fotel przed telewizorem, podróż do jakiegoś odległego punktu na trasie, a w najlepszym razie – kiedy wyścig odwiedza naszą okolicę – dołączenie do grona kibiców na starcie lub mecie etapu. W tym roku testowaliśmy inną formę kibicowania: turystyczny wyjazd śladem Karpackiego Wyścigu Kurierów U23, która – prócz dopingowania zawodników – była okazją „pokręcenia” w doskonałych plenerach Węgier, Słowacji i Małopolski.
Od pierwszego dnia Karpacki Wyścig Kurierów dla Turystów dał szansę obserwowania zmagań, ale także towarzyszenia zawodnikom podczas posiłków, spotkań, noclegów między etapami, co zapewniła wspólna baza hotelowa. Zapraszam do relacji z tego niesamowitego tygodnia pomiędzy 28 kwietnia a 3 maja 2018.
Międzynarodowy Wyścig Kolarski „Szlakiem Kurierów Beskidzkich” rozgrywany jest od 1975 roku, po 8 latach przerwy w 2009 roku został reaktywowany. Karpacki Wyścig Kurierów U23 od kilku lat rozgrywany jest na przełomie kwietnia i maja, a etapy rozłożone są na kilka dni, na przemian – to z Polski przez Słowację na Węgry, to w przeciwnym kierunku.
Dzień pierwszy: Veszprém oraz pętla wokół Balatonu (78 km)
W bieżącym roku Karpacki Wyścig Kurierów startował 28 kwietnia z Veszprém na Węgrzech. Uczestnicy KWK dla Turystów zaczęli więc dzień od kibicowania zawodnikom na starcie 1 etapu, by zaraz potem rozpocząć rowerowy objazd wschodniej części Balatonu.
Wystartowaliśmy z miejscowości Balatonkenese na zachód, północnym brzegiem Balatonu. Szlak wokół jeziora, tzw. Balaton körút, liczy w całości około 200 km. Jest łatwą, prowadzoną z reguły wydzielonymi ścieżkami rowerowymi lub drogami publicznymi o niewielkim ruchu trasą, która zapewnia doskonałe widoki, a ponadto daje szansę kąpieli w ciepłym już o tej porze roku (koniec kwietnia!) Balatonie. Jako że temperatura wody ma 23 stopnie Celsjusza warto zabrać ze sobą w sakwach strój kąpielowy, aby nie przegapić nielicznych okazji na darmowych plażach.
Z racji ograniczonego czasu zdecydowaliśmy o pokonaniu tego dnia około 80 km, wliczając w to przeprawę promową z półwyspu Tihany na południowy brzeg w Szántód. O ile pierwsza połowa podróży, północnym brzegiem, to głównie jazda wśród zieleni i małych miejscowości, o tyle miasteczka na południowym brzegu przypominały kurorty, z rozwiniętą bazą gastronomiczną i handlową. Rzucały się także w oczy dość powszechne campingi, co może być cenną informacją dla planujących podróżowanie z namiotem.
Mała pętla wokół Balatonu to 78 km, 284 m całkowitego wzrostu wysokości. To łatwa trasa, na ogół bardzo bezpieczna, w niewielu miejscach wymagająca ostrożności podczas jazdy drogami publicznymi, lub podczas przekraczania torów kolejowych. Nie wszędzie nadaje się do podróżowania rowerem szosowym, za to spokojnie można na nią zabrać także dzieci. Nie wyobrażam sobie, żebym – znając ten mały jej fragment – nie wrócił nad Balaton w przyszłości i nie pokonał Balaton körút w całości, czego i Wam życzę.
Dzień drugi: Budapeszt – Visegrád – Budapeszt (110 km)
Drugi dzień to rowerowa podróż brzegiem Dunaju do Wyszehradu. Trasa, choć równie płaska jak poprzednia, na kilku odcinkach przebiegała jednak dość ruchliwymi drogami publicznymi. Na OpenCycleMap jej przebieg oznaczony jest jako 1A, ale na trasie często towarzyszyły nam znaki „europejskiej 6-tki”.
Trasa rozpoczyna się w centrum Budapesztu, gdzie z bulwarów można podziwiać najpiękniejsze jego zabytki, jak np. parlament, cytadelę i in. Wzdłuż rzeki podróżujemy przez wiele kilometrów wydzielonymi ścieżkami, ale z racji świątecznego dnia byliśmy kilka razy „wyganiani” ze szlaku z powodu odbywających się festynów, zawodów sportowych, a w samym Budapeszcie za sprawą kręconego właśnie filmu.
Po drodze trafiało się kilka okazji do odpoczynku w cieniu drzew nad brzegiem Dunaju, ale na kąpiel się nie zdecydowaliśmy. Za to obiad w Wyszehradzie, w restauracji w centrum, u stóp wzgórza zamkowego, bardzo przypadł nam do gustu.
Z racji konieczności powrotu do Budapesztu, gdzie zostawiliśmy samochody, oraz czekającej nas wieczorem kilkugodzinnej podróży do kolejnego miasta wyścigu – Popradu, zrezygnowaliśmy z kontynuowania jazdy do leżącego 25 km dalej Ostrzyhomia, co należy ponoć traktować jako stratę. Chcąc nie chcąc trzeba będzie do Budapesztu wrócić, żeby to naprawić.
Dzień trzeci: Národný Park Slovenský Raj (55 km)
Po męczącej nocnej podróży samochodem z Budapesztu do Popradu kolejny dzień zaczęliśmy z niewielkim opóźnieniem. Wybór trasy na ten dzień był po trosze spontaniczny, stąd nie byliśmy do końca świadomi z czym przyjdzie nam się zmagać. A trasę przez Trzy Kopce i Słowacki Raj śmiało można nazwać wymagającą. Choć liczy ona zaledwie 55 km, to wiąże się z koniecznością pokonania ponad 1150 m przewyższeń, a prowadzi ona w sporej swej części drogami szutrowymi, a w najwyższych partiach – kamienistymi duktami. Nie dziwcie się więc, że jej pokonanie zajęło nam wraz z postojami ponad 5 godzin, zwłaszcza że to nasz trzeci dzień kręcenia.
Park Narodowy Słowacki Raj to trasa naszpikowana pięknymi widokami i soczysto-zieloną o tej porze roku przyrodą. Miejscowość Stratená to z kolei przyczynek do zjedzenia pysznego obiadu w Hostinec Stará krčma i zwiedzenia wąwozu Stratenský kaňon.
Doskonała, słoneczna i ciepła pogoda zapewniła nam niezapomniane wrażenia, choć niespodziewany stopień trudności trasy i nawierzchnia momentami powodowała frustrację.
Koniec końców dotarliśmy bezpiecznie i za dnia do końca trasy. Szczerze polecam Wam pokonanie tej trasy, być może fragmentami w nieco zmodyfikowanym przebiegu. Jest cudowna, więc się nie zawiedziecie, ale radzę na nią wyjechać grubo przed południem, aby nie ryzykować powrotu o zmierzchu.