Dzień trzeci: Fraga – Saragossa

Aby dostać się do Saragossy trzeba pokonać ponad 100 km, z czego spora część przypada na pustynię Monegros. Dziś miała być rekordowo wysoka temperatura i pewnie była, jednak większym utrapieniem był absolutny brak cienia na przestrzeni dziesiątków kilometrów. Ale największym wyzwaniem była woda. Nie dość, że trzeba ją taszczyć, to jeszcze ogromnie nagrzewa się ona w sakwach. Picie gorącej wody w taki upał jest obrzydliwe, a polewanie się nią parzy plecy. Przynosi jednak ulgę, a kto wie – może i ratuje życie.

Wyjazd z Fraga na zachód to godzinna wspinaczka na wysokość 300 m n.p.m., a potem już jazda po płaskowyżu z niewielkimi przewyższeniami. Droga N-II jest moim zdaniem wygodna, szerokie pobocze i gładki asfalt idealnie nadają się do wykręcenia kilometrów. Ruch TIR-ów co prawda ogromny, ale ich huk zaczął mi przeszkadzać dopiero pod koniec etapu. Trzeba też uważać, żeby nie najechać zalegającego pobocze drobnego złomu.

Pierwszy cień znalazłem dopiero po 30 km na parkingu przy Studni Galicyjskiej, miał kamienne ławeczki w cieniu, a w kranie wodę. Ruszyłem z zapasem 7 litrów i dodatkowo 1,5 l soku pomarańczowego. Po drodze dokupiłem jeszcze 1,5 l wody, puszkę Coca Coli 0,33 i Ice Tee 0,5. Dowiozłem niespełna 1,5 litra, a to znaczy że wypiłem około 8 litrów wody. Wody ze studni użyłem do polewania się i temu pewnie tylko zawdzięczam brak udaru.


Jak już wspomniałem N-II prowadzi do samej Saragossy. Krajobraz jest typowo pustynny, miałem nawet okazję zobaczyć, zapamiętane z serialu Bonanza, suche krzewy gonione przez wiatr po drodze. Żeby złapać chwilę oddechu w cieniu skazany byłem na schowanie się za TIR-em, bo nie było lepszej okazji.

Do Saragossy dotarłem o zmroku. Ścieżkami rowerowymi przejechałem przez miasto, by na moście nad Ebrem zobaczyć zachód słońca na tle wież Basilica del Pilar.

Nocuję na kempingu Ciudad de Zaragoza – ważna uwaga: wjazd na kemping jest od strony Calle de San Juan Bautista de la Salle. Mapy Google prowadzą do zamkniętej na cztery spusty bramy po przeciwnej stronie ogromnego terenu, przez co o mały włos nie spóźniłem się do recepcji, którą zamykają o 22-ej. O dziwo bar był zamknięty, mimo wielu osób na kempingu. Dominują samochodziarze, namiotów jest niewiele.

Pół godziny pod prysznicem, z czego sporo pod zimnym (z wyboru, nie z braku ciepłej wody), a potem oczekiwanie na ochłodzenie się powietrza. Nastąpiło ono około trzeciej nad ranem, a próbując bezskutecznie zasnąć postanowiłem pomoczyć się samotnie w basenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.