Dzisiejszy etap przyniósł mi mnóstwo satysfakcji. Od samego Navarette zaczęła się trwająca 80 km, wspinaczka. Już podjazd do Sotés zrzucił mnie pierwszy raz podczas tej wyprawy z roweru i kazał go prowadzić pod górę. Warto było jednak zobaczyć XVII wieczny kościół Św. Marcina i uzupełnić w sakwach wodę ze studni.
Dalsza droga wiodła już do końca N-120, momentami zmieniającą nazwę na N-120a. Dołączyłem do tzw. francuskiego szlaku Camino de Santiago, często go przecinając, a na wielu odcinkach (szczególnie w małych miasteczkach) ścieżki się nam pokrywały. Wielu pielgrzymów wnosi od razu inną atmosferę podczas jazdy. Słyszane i powtarzane wielokrotnie „buen camino” zamienia mozolny wysiłek w przygodę.
A wysiłku nie brakowało… mniej więcej od 50. kilometra zaczęła się katorżnicza, wielogodzinna wspinaczka na przełęcz La Pedraja na wysokości 1150 m n.p.m. Trzeba było zobaczyć mój uśmiechnięty ryj, kiedy wreszcie udało mi się tam dotrzeć, kierowcy pewnie się zastanawiali, z czego ten głupek się tak cieszy 🙂
Po kolejnych 3, może 4 podjazdach, ale już wiele łagodniejszych, przyszła kolej na – momentami szaleńczy – 30 km zjazd, a potem spokojną jazdę do Burgos.
Śpię na kempingu Fuentes Blancas. Jest bardzo przyjemny, uzbrojony we wszystkie potrzebne w podróży usługi, ale uważajcie na pralnię, bo nie jest samoobsługowa i przyjmuje pranie tylko między 8 a 22.
Reasumując: padły dziś dwa rekordy. Wspinałem się z bagażami 1300 metrów jednego dnia, oraz przekroczyłem 62 km/h podczas zjazdu z sakwami. To było coś. Pozdrowienia z Camino de Santiago.