Dzień dwudziesty pierwszy: Walencja – Castellón de la Plana

Dzień zacząłem ambitnie, od obserwowania wschodu słońca. Nie było to zbyt wymagające, jako że słońce wschodzi tu o pół do ósmej rano. Uzbrojony w ręcznik, kamerkę i cieplejsze ciuchy ruszyłem na plażę jeszcze przed siódmą. Owszem, dane mi było zobaczyć, jak świat się rozjaśnia, ale z powodu chmur samego słońca nie zobaczyłem. Nie zobaczyłem go tego dnia aż do czwartej po południu.

Trasę zaplanowałem tak, by pomknąć choć przez chwilę przez Walencję, przez co jadąc Parque Gulliver dane mi było zobaczyć wiele ciekawych budowli.

Kolejnych kilkadziesiąt kilometrów to bardzo przyjemna jazda alejkami rowerowymi, które ciągnęły się kilometrami oszczędzając jazdy w towarzystwie aut.

Dopiero niespełna w połowie odcinka trzeba było wskoczyć na drogę serwisową, która – mimo kilku wyzwań – doprowadziła mnie aż do wybrzeża, a potem plażą do Benicàssim, gdzie znalazłem nocleg na kempingu Floryda.

Wiem skąd pochodzi nazwa, odkąd okazało się, że swoją obecnością obniżyłem znacząco roczną średnią wieku pensjonariuszy. Nie przeszkodziło mi to jednak w spędzeniu miłego wieczoru przy trunkach i relacji meczu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.