Dzień drugi: Alcover – Fraga

Dzień zaczął się od wspinaczki w koszmarnym upale na prawie 600 m n.p.m., którą musiałem przerwać postojem na kawę i wysuszenie wczorajszego prania. Ale za to później szalony downhill szosą, ponad 60 km/h, bo kilogramy bagażu nieźle pchają z górki. Wyjazd z Alcover na północ przez Montblanc obfituje w piękne widoki, ale trzeba je okupić litrami potu. W ten sposób wjechałem do trzeciego regionu wchodzącego w skład automii – Lleida.

Sporą część trasy, aż do Juneda, pokonałem drogą N-240, ruchliwą, ale bezpieczną. Potwierdziło się, że kierowcy uważają na rowerzystów, często pozdrawiając podczas mijania.

W Juneda zobaczyłem na własne oczy czym jest hiszpańska sjesta. Trafiłem do tego miasteczka przed piętnastą marząc o puszce Fanty. Nie tylko odbiłem się od sklepów patrząc na info, że otworzą się o 17-tej, ale w ogóle nie spotkałem żywego ducha. Miasto jak po wybuchu bomby neutronowej. Uwzględnijcie ten fakt w swoich planach, szczególnie, jeśli chcieliście uzupełniać zapasy w niewielkich miasteczkach na trasie.

Obecne wszędzie panele słoneczne
Wszędzie obecne panele słoneczne

Od Juneda dalsza trasa prowadziła już znacznie mniej uczęszczanymi drogami lokalnymi. Momentami decydowałem się nawet na korzystanie z szutrowych skrótów prowadzących wśród sadów owocowych. Co ciekawe, mimo upału i poczucia, że wszystko wokół jest bardzo wysuszone, to jednak gdzie nie spojrzeć można dostrzec mnóstwo zieleni. Powodem tego jest doskonały system nawadniania, którego wyraźnym przejawem jest słyszany podczas jazdy przez sady hałas wody przypominający hałas rwącej wody. Ale wody nie widać, wszystkie te kanały znajdują się pod poziomem gruntu, i tylko rozmieszczone gdzieniegdzie studzienki potwierdzają, że płyną w nich hektolitry wody. Dzięki niej owoce, które mijałem, były ogromne i soczyste -wiem, bo sprawdziłem 🙂  Ale tylko po to, by móc je tutaj ocenić. I mówię Wam – były pyszne!

Bocznymi drogami od południa minąłem stolicę regionu Lleida. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował, ale właśnie wtedy dopadł mnie kryzys energetyczny, a zaplanowałem nocleg na odległym o 30 km campingu we Fraga.

W oddali stolica regionu Lleida

W odpowiedzi na ten kryzys zdecydowałem się na postój przy przydrożnym straganie owocowym prowadzonym przez sympatyczną właścicielkę sadu. Uzupełniłem wodę, pojadłem owoców i popiłem lodowatą fantą i po pół godzinie byłem jak zregenerowany na tyle, by wrócić do dalszej jazdy.

Camping we Fraga położony jest na niewielkim wzniesieniu, z którego rozciąga się widok na leżące poniżej miasto. Dotarłem tam o zmroku, rozbiłem na kamienistym podłożu namiot – dziękując aniołowi stróżowi, który podpowiedział mi by zabrać dmuchany materac – ale kąpiel w basenie zamieniłem na dwa kufle zimnego piwa. Tylko po to, by nie nabawić się jutro zakwasów 😉

Camping Fraga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.