Wokół Tatr

Tyle się od jakiegoś czasu nasłuchałem i naczytałem o szlaku wokół Tatr, że nie powinno dziwić, iż to właśnie Tatry stały się celem kolejnej wycieczki. Pierwsza próba w długi majowy weekend nie udała się z powodu sięgających do pasa zasp śniegu, dlatego drugi termin padł na cieplejszą porę roku. Grupa cudownych znajomych i ciepły lipcowy weekend to gwarancja, że taki wyjazd musi być niezapomnianym przeżyciem.

W pociągu Kolei Małopolskich
W pociągu Kolei Małopolskich

Do Nowego Targu z Krakowa polecam połączenie pociągiem Kolei Małopolskich. To 2,5 godzinna podróż w komfortowych warunkach, z wygodnym miejscem na przewóz rowerów, a wszystko za jedyne 20 zł. Tu naprawdę dużo się zmieniło.

Oficjalnie wyruszyliśmy z nowotarskiego rynku
Oficjalnie wyruszyliśmy z nowotarskiego rynku

W Nowym Targu trzeba się trochę namęczyć, aby znaleźć początek szlaku. Google nie wie jeszcze, że ulica Podtatrzańska została przegrodzona zamkniętą na kłódkę pordzewiałą starą bramą i przejazd nią jest niemożliwy. „Koniec języka” pomógł nam znaleźć niepozorny wąski przejazd z ulicy Wojsk Ochrony Pogranicza (tuż obok stadionu), który poprowadził nas do ulicy Sybiraków, a dalej ścieżkę wśród traw wzdłuż zakopianki dotarliśmy do przeciwległego końca ul. Podtatrzańskiej, gdzie oczom naszym ukazał się, trochę jakby schowany, początek szlaku.

Pierwszy odcinek trasy to blisko 40 km bardzo dobrej ścieżki rowerowej poprowadzonej po nasypie dawnej linii kolejowej z Nowego Targu do Trsteny. Dobra nawierzchnia, wiele miejsc odpoczynku dla kolarzy, niewielkie przewyższenia i poczucie bezpieczeństwa powinno skłonić Was do wypadów na Słowację, a odcinek nadaje się do jazdy zarówno rowerem treckingowym, górskim jak i szosowym. To dobry pomysł na jednodniową wycieczkę.

Przy ścieżce wiele miejsc odpoczynku dla rowerzystów
Przy ścieżce wiele miejsc odpoczynku dla rowerzystów

Z Trsteny postanowiliśmy zaglądnąć na Jezioro Orawskie, gdzie kamienista plaża i mocno zamulone dno nie zniechęciło nas do zażycia orzeźwiającej kąpieli. A dalej to już przejażdżka przez Twardoszyn i meldunek na noclegu w Niżnej. Tam spotkanie z Janką, która mimo, że miała jeszcze tego wieczoru występ folklorystyczny na festynie, znalazła chwilę na rozmowę i kilka opowieści o Orawie i Orawianach.

Janka, gospodyni w Objekt Niżna
Janka, gospodyni w Objekt Niżna

Drugiego dnia pojechaliśmy już dalej tylko we dwoje z Kamilą. Prognoza postraszyła nas kolejny raz burzą i kolejny raz się pomyliła. Podjechaliśmy z Niżnej przez Podbiel i Habówkę na Zuberzec, a dalej drogą 584 do skrzyżowania na Huty.

Tu zakończył się wymagający podjazd a zaczął szaleńczy zjazd do Kvačianskiej Doliny, pięknego wąwozu, w którym prócz urokliwej przyrody ukryta była polana z zabytkowymi wodnymi młynami.

Wjazd do doliny od strony Hut
Wjazd do doliny od strony Hut
Młyny
Młyny

Trzeba tam jednak uważać na wyjątkowo niebojaźliwe kozy, które momentami natrętnie domagały się karmienia czym tam kto miał pod ręką.

Dolina jest dość popularnym miejscem spacerów, ale dla sakwiarzy jest raczej wyzwaniem ponad miarę. Rowerem MTB pewnie nie sprawiłaby większego kłopotu, ale posiadacza obciążonego roweru treckingowego zmusza do blisko godzinnego spaceru. Nie jest to żadnym problemem, zwłaszcza jeśli uwzględni się to w planie podróży.

Wyjazd z doliny od strony Kwaczan
Wyjazd z doliny od strony Kwaczan

Przeciwległy wylot doliny wypada w Kwaczanach, skąd dość szybko wracamy na drogę 584, a nią już nieprzerwanie, dzieląc szosę z samochodami, zjeżdżamy do Liptovskiej Mary i dalej do Liptowskiego Mikułaszu. Tam, po przejechaniu tego dnia 46 km, zaplanowaliśmy drugi nocleg.

Dzień trzeci powitał nas mgłą i zawieszonymi nisko chmurami, ale oszczędził nam deszczu. Z Liptowskiego Mikułaszu wystartowaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Vah aż do Okolicne, gdzie zaraz po przekroczeniu rzeki trzeba było skręcić w lewo w strzeżoną otwartą na oścież bramą żwirową drogę wzdłuż rzeki. Zaprowadziła nas ona do Uhorskiej Wsi i Podturenia, a dalej do Liptowskiego Hradoku. Tam rozpoczął się bardzo miły etap wzdłuż doliny Czarnego Wagu.

W otoczeniu gór, wzdłuż szumiącej w dole rzeki dotarliśmy do granicy pomiędzy Krajem Żylińskim a Krajem Preszowskim. Drogą tą poruszało się niewiele pojazdów, ale za to były to ogromne i raczej nienajmłodsze ciężarówki do wożenia drewnianych pni. Troszkę to trąciło „bazą ludzi umarłych”, ale kierowcy wyglądali na życzliwych, nie tylko gorąco nas pozdrawiali, ale też omijali w bezpiecznej odległości. Droga dość wąska, więc z ich powodu nie rozwijaliśmy dużych prędkości na zjazdach, żeby się z nimi nie spotkać na zakręcie.

Po wyjechaniu z doliny, na pierwszym przewyższeniu, na początku dość nieśmiało, a potem w całej okazałości ukazały się nam szczyty Wysokich Tatr – widok zapierający dech w piersiach, zwłaszcza u kogoś takiego jak ja, który słowackie Tatry widział po raz pierwszy.

Dłuższa przerwa na pozachwycanie się a potem długi zjazd do Szuniawy, Szczyrby i Łuczywnej, skąd asfaltową ścieżką rowerową dojechaliśmy komfortowo do samego Popradu. W centrum miasta obiad regionalny popijany czerwonym jeżynowym piwem, a potem blisko 20 kilometrowy podjazd przez Wielki Sławków i Wielką Łomnicę do Starej Leśnej, gdzie zaplanowaliśmy trzeci nocleg.

Dzień czwarty powitał nas deszczem, który poza kilkoma przerwami nie opuścił nas już do końca podróży. Ze Starej Leśnej wróciliśmy do Wielkiej Łomnicy, skąd przez Kieżmark dotarliśmy do Białej Spiskiej i dalej do Słowiańskiej Wsi. Na pół godziny schowaliśmy się przed deszczem w ogródku nieczynnej kawiarni, gdzie w towarzystwie miejscowej elity popijającej lokalne piwo butelkowe zjedliśmy „ostatni posiłek” przed największym wyzwaniem tego dnia – Magurskim Siodłem.

Ponad 5-cio kilometrowa wspinaczka 330 metrów w górę na wysokość ponad 960 m n.p.m., z momentami 12% podjazdami, okupiona została litrami potu i przyspieszonym oddechem, ale daliśmy radę, a na przełęczy duma rozpierała nas jak rekordzistów świata. Za to po drugiej stronie czekał na nas ponownie deszcz, który z wiatrem i dużą prędkością na zjazdach mocno nas wyziębił.

Przerwa na gorącą herbatę i haluszki U Ferka w Relowie okazała się niezbędna, ale nie pozwoliła nam się ani wysuszyć, ani wystarczająco rozgrzać. Kolejne kilometry aż do zamku w Niedzicy jakoś znieśliśmy, ale nie chcąc moknąć dłużej niż to konieczne postanowiliśmy zmienić nieco trasę i ostatni odcinek do Nowego Targu przejechać przez Falsztyn, Frydman i Łopuszną. Ostry podjazd do Falsztyna jeszcze nas rozgrzał, ale od ronda w Dębnie, po wjechaniu na drogę nr 969 jazda stała się koszmarem. Samochody mijające nas o centymetry, chlapiące wodą na prawo i lewo, deszcz i ziąb – to wszystko spowodowało, że był to najgorszy odcinek całego wyjazdu.

W Nowym Targu umyliśmy szybko rowery na myjce bezdotykowej przy ul. Legionów J. Piłsudskiego, a potem popędziliśmy do Karczmy u Borzanka. Przebraliśmy się w suche ubrania, zjedliśmy zasłużony obiad i rozgrzaliśmy się gorącą herbatą. Tak spędziliśmy blisko trzy godziny oczekiwania na pociąg powoli dochodząc do siebie. A deszcz za oknem przestał padać i na chwilę przed zachodem pokazało się nawet słońce.

Pociąg powrotny TLK do Szczecina, choć droższy, okazał się być dużo mniej wygodnym. Ciasne drzwi i wysokie schodki nie ułatwiają targania do środka rowerów z nowotarskiego peronu, a i stare wagony przegrywają z komfortem Kolei Małopolskich. Jednak po 2 godz. i 40 minutach dotarliśmy do stacji w Płaszowie. Okazało się nawet, że z peronu można wyjechać z rowerami na kładkę rowerowo-pieszą wiszącą na torami. To na niej, na godzinę przed północą, ogłosiliśmy zakończenie naszej podróży.


Podsumowując, cała trasa liczy 269 km i prawie 2000 metrów wspinaczki (wg Garmina wzrostu wysokości było 2800 metrów). Pokonaliśmy ją w cztery dni, ale pierwsze dwa odcinki można bez problemu połączyć i pokonać w ciągu jednego dnia. Nie zdecydowaliśmy się na noclegi pod namiotem, ale można to zaplanować, kempingi znajdziecie zarówno nad Jeziorem Orawskim, jak i w Liptowskim Mikułaszu i Starej Leśnej. Podróż pociągiem z Krakowa nie jest ani za długa, ani za droga. Za to wrażenia z takiej wyprawy będą na pewno niezapomniane. Ja z pewnością objazd Tatr jeszcze powtórzę.

2 odpowiedzi na “Wokół Tatr”

    1. Trzymam kciuki! Słyszałem o tatraroadrace.com, Marcin, który towarzyszył nam pierwszego dnia tej wycieczki przejechał tę trasę w jeden dzień. Daj znać jak Ci poszło, powodzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.