Orle Gniazda na półmokro

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd to nominalnie 178 kilometrowa trasa łącząca Kraków i Częstochowę. Postanowiliśmy we troje pokonać ją w dwa weekendowe dni czerwca jadąc „w dół mapy”. Prognoza pogody, szczególnie na pierwszy dzień wyjazdu, nie nastrajała optymistycznie – miało być mokro i wyjątkowo chłodno. I naprawdę było…

Półtoragodzinna podróż pociągiem do stacji Częstochowa-Stradom okazała się za krótka, aby wysuszyć ubrania przemoczone w drodze na dworzec w Krakowie. Częstochowa przywitała nas – a jakże – deszczem, który przez cały dzień tylko od czasu do czasu przełączał się do trybu dżdżu.

Moje towarzyszki podróży, Kasia i Kamila. Jasna Góra

Gorąca kawa pozwoliła nam się rozbudzić, ale trzeba było jeszcze przed podróżą rozwiązać problem znikających śladów z Garmina. Byłbym przysiągł, że dzień wcześniej wgrałem je do urządzenia, ale ich nie było. Kłopot niewielki, wystarczy przerzucić je ze smartfona. Okazało się jednak, że dźwigam pół tuzina różnorodnych kabelków, ale tego jednego właściwego oczywiście nie mam. Rajd po kilku sklepach tuż po ósmej rano w sobotę zakończył się sukcesem dopiero w Tesco Extra przy ul. Drogowców. Tam także nie można było kupić kabla USB-mini, ale przeurocza pani ekspedientka pożyczyła nam na chwilkę kabelka z kompletu nawigacji samochodowej, przez co mission zmieniła się w possible.

W tle ruiny zamku w Olsztynie

Gdzie lepiej rozpocząć taką podróż, jak nie na Jasnej Górze? Stamtąd właśnie wystartowaliśmy na wschód i przez 10 km pokonaliśmy miasto, by w Mirowie skierować się na południe i po pokonaniu rezerwatu Zielona Góra dotrzeć do Olsztyna. To niewielkie, ale urokliwe miasteczko, nad którym dominują ruiny zamku.

Ruiny zamku w Ostrężniku (foto Kamila Cieślik)

Od Olsztyna do Ostrężnika podróż jest prawdziwym wyzwaniem, szczególnie podczas deszczu. To kilometry piaszczystych ścieżek, w których obciążone sakwami rowery grzęzły i poruszały się w ślimaczym tempie. Mokry piasek w napędzie i hamulcach nasze rowery znosiły z trudem. Dopiero w Ostrężniku, dzięki życzliwości obsługi Baru pod Ostrężnikiem, udało nam się je umyć i wrócić do normalnej jazdy.

Spore gratulacje należą się włodarzom Janowa, Niegowej i Żarek za wybudowanie systemu ścieżek pieszo-rowerowych. To ponad 20 kilometrów tras asfaltowych łączących m.in. zamki w Ostrężniku, Mirowie i Bobolicach. Jazda nimi była prawdziwą odmianą po kilometrach piachu.

Po niespełna 20 kilometrach jazdy, którą – gdyby nie deszcz – można byłoby nazwać przyjemną, dotarliśmy do zamku w Mirowie, zaraz potem do nieodległego zamku w Bobolicach.

Zamek w Mirowie
Zamek w Bobolicach
Zamek w Bobolicach

Z Bobolic pozostało nam już zaledwie 12 km, aby zameldować się na nocleg w hotelu przy campingu nr 232 Gościniec Jurajski. Gorący prysznic, pyszna kolacja i wygodne łóżka pozwoliły nam się zregenerować po długim i mokrym dniu, a rowery doczekały się porządnego mycia.

Nazajutrz obfite i pyszne, wliczone w cenę noclegu śniadanie, oraz słońce pojawiające się spoza rzednących z każdą godziną chmur, nastrajały nas bardzo optymistycznie. Po pierwszych 5 km ostrej wspinaczki osiągnęliśmy wreszcie zamek Bąkowiec w Morsku, który przez nieuwagę przegapiliśmy przejeżdżając obok, o czym zorientowaliśmy się dopiero po dwóch kilometrach – trochę żal, ale nie chciało nam się już do niego wracać. Na szczęście po kolejnych 15 kilometrach żal zrekompensował nam widoczny w oddali zamek Ogrodzieniec.

Zamek Ogrodzieniec
Zamek Ogrodzieniec

Przerwa na kawę, tudzież na zwiedzanie zamku, bardzo się przydała. Słońce zaczęło już grzać na dobre, a my zdecydowaliśmy o odłączeniu się na chwilę od szlaku rowerowego i udaniu do odległej o 9 km Pilicy drogą nr 790, która w niedzielę nie była przesadnie ruchliwa. W Pilicy obejrzeliśmy zamek, choć chyba podjechaliśmy do niego „od zaplecza”, bo zastaliśmy zamkniętą na kłódkę stalową bramę. Musieliśmy patrzeć na pałac przez kraty, ale za to dane nam było zobaczyć zewnętrzne mury zamku, mogiłę Powstańców Styczniowych oraz miejsce straceń z okresu II wojny światowej.

Mury zamku w Pilicy
Mury zamku w Pilicy

Po powrocie na szlak rowerowy i przejechaniu około 9 km dotarliśmy do zamku Pilcza w Smoleniu, gdzie przyszła pora na popas – gorącą kawę i przepyszne naleśniki z powidłami śliwkowymi. Mniam!

Popas u stóp zamku w Smoleniu

Kolejnych 25 kilometrów to podróż przez granicę województw śląskiego i małopolskiego, z wizytą na zamku w Bydlinie, odwiedzinami w okolicach Bitwy pod Krzywopłotami, zakończona zdobyciem zamku w Rabsztynie.

Ruiny zamku w Bydlinie

Z przedmieść Olkusza, zdecydowaliśmy się na dalszą drogę przez Ojcowski Park Narodowy. Dzień chylił się ku końcowi, a wizyta w Pieskowej Skale i Ojcowie wydała nam się znacznie ciekawsza niż dalsza jazda szlakiem rowerowym do Krzeszowic i zamku w Tenczynie, który już odwiedzaliśmy rowerem w przeszłości.

Zamek w Rabsztynie

Po 5 kilometrowej przejażdżce poboczem drogi nr 783 dotarliśmy do Olewina, a stamtąd do drogi nr 773. Po dalszych 15 kilometrach intensywnego kręcenia dotarliśmy do zamku w Pieskowej Skale, a po kilku kolejnych do Ojcowa. Dolina Prądnika, otaczające ją wapienne skały i lasy wyglądały przepięknie w świetle zachodzącego nam za plecami słońca.

Pieskowa Skała

Po krótkiej przerwie w Ojcowie ruszyliśmy do ostatniego odcinka naszej podróży, doliną przez Bramę Krakowską i Prądnik Korzkiewski do Januszowic, a stamtąd drogą nr 794 przez Zielonki do Krakowa. Ruch samochodowy był spory i było już po zmroku, ale jechało się szybko i bezpiecznie. Wyprawę zakończyliśmy oficjalnie obok Dworku Białoprądnickiego – po dwóch dniach i przejechaniu ponad 180 km.

To wspaniała wycieczka, warta polecenia każdemu, może trochę wymagająca na początkowych, leśnych odcinkach – zwłaszcza podczas deszczu – ale za to zapewniająca mnóstwo atrakcji przyrodniczych i historycznych. A jeśli jeszcze odbędziecie ją w równie wspaniałym towarzystwie jak ja – na pewno się nie zawiedziecie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.